Uważność. Trening redukcji stresu metodą mindfuness.” Boba Stahla i Elishy Goldsteina nosi w oryginale tytuł „A mindfulness-based stress reduction workbook” i właśnie słowo „workbook” – „zeszyt ćwiczeń” jest kluczowe do zrozumienia, czym jest ta książka.
Nie było mi łatwo z tą książką…
Powiedzmy sobie szczerze: słowo „workbook” było też powodem, dla którego odłożyłam tę książkę z powrotem na półkę, kiedy tylko zaczęłam ją czytać. Natknęłam się bowiem na słowa „harmonogram”, „rejestr” i „analiza”, wobec których poczułam tak silny opór, że natychmiast stwierdziłam: „To może innym razem…” Tym bardziej, że to kolejna pozycja poświęcona mindfulness wydana w 2014 roku, która proponuje samodzielne przejście przez program wzorowany na MBSR Jona Kabata-Zinna, kolejna, do której Kabat-Zinn napisał przedmowę. Ile można?…
Jednak do bazy mindfulness należy „umysł początkującego”, który z ciekawością i otwartością podchodzi do tego, co już (pozornie) znane. A poza tym… ta książka zainteresowała mnie oporem, który we mnie budziła. Zanim zaczęłam ją czytać na dobre, odkryła przede mną, jak bardzo nie lubię sztywnych schematów i biurokratycznego słownictwa. Tymczasem muszę przyznać, że to, co wzbudziło mój największy opór, jest jedną z zalet tego „podręcznika” uważności. Workbook. Zeszyt ćwiczeń. Wykonaj ćwiczenie. Zapisz wnioski. Pogratuluj sobie. Przeanalizuj na nowo. Zastanów się… Ta książka nie pozwala na zwykłą lekturę. Zmusza niejako do podjęcia pracy nad sobą od pierwszego pytania: „Dlaczego kupiłeś tę książkę?”, po którym zostawione jest miejsce na przemyślenia, aż do ostatniej zachęty „Stwórz własną formalną drogę”. Zadeklaruj się. Tutaj. Teraz. Nie „może” i „kiedyś tam”. Zostawiliśmy ci miejsce, żebyś mógł to od razu zapisać.
„Poważna” pozycja na rynku
Książka zrobiła na mnie wrażenie… poważnej. Poważnie autorzy podeszli do praktyk formalnych, opisując dokładnie pięcio- i piętnastominutową uważność oddechu, 30-minutową „Uważność badania Ja w przypadku stresu i lęku”, bodyscan (na który proponują przeznaczyć od 15 do 45 minut, w zależności od czasu, jakim się dysponuje) czy uważną jogę, której postawy przedstawiają estetyczne rysunki. Tych ćwiczeń jogi jest zresztą sporo, niektóre spoza typowego zestawu Kabata-Zinna i nawet dość wymagające dla osoby, która z jogą czy choćby z ćwiczeniami rozciągającymi nie miała nigdy do czynienia (za taką asanę uważam np. „psa z głową w dół” – Adho Mukha Svanasana czy skłon w siadzie do jednej nogi – Janu Sirsasana).
Autorzy podkreślają jednak, że do praktyki należy podejść ze współczuciem dla samego siebie, co oznacza m.in. szanowanie własnych granic. Poważnie podchodzi się również do praktyk nieformalnych. Autorzy nie ograniczają się do stwierdzenia, że wszystko można robić uważnie, ani nawet do 2-3 przykładów takich czynności. Na samym początku pada takich przykładów… jedenaście, a na końcu zachęca się, by „rozważyć następujące okazje do ćwiczenia uważności”, po czym następuję cały katalog takich małych szans zajmujący 2,5 strony… Oprócz tego znajdziemy także opisy strategii zatrzymania w życiu codziennym, ukryte pod akronimami STOP i RUBiN. Do tego poważnego traktowania zaliczam również dość rozbudowane (jak na wymiary tej 248-stronicowej książki) wstawki teoretyczne dotyczące badań nad mindfulness, myśli nawykowych czy emocji (z załączonym katalogiem emocji). „Pisząc tę książkę, staraliśmy się być jak najbardziej precyzyjni.” – deklarują autorzy. Przyznaję, że się im udało.
Co wydaje mi się najważniejsze?
Gdybym miała wskazać, co najbardziej w tej pozycji przykuło moją uwagę, to byłyby to cztery rzeczy. Pierwsza to osobiste świadectwa – przykłady wzięte nie z praktyki uczestników kursu, ale z własnego życia autorów. Czasem są to przykłady z dzieciństwa czy młodości, czasem wydarzenia z życia rodzinnego (np. bardzo poruszająca opowieść o synku Boba Stahla), czasem opis jakiejś sytuacji, z którą sobie nie poradzili. Te „trudne” historie mogą być szczególnie ważne. Mnie dają poczucie, że borykamy się z podobnymi problemami będąc na różnym stopniu zaawansowania praktyki. Dla czytelników nie zaznajomionych jeszcze z mindfulness to także ważny przekaz: ćwiczenie uważności nie sprawi, że całkiem przestaniesz popełniać błędy – co najwyżej szybciej zauważysz, że są to błędy.
Drugi wielki plus tej książki to niezwykle ciekawy rozdział poświęcony medytacji miłującej dobroci (rozdział 8). Autorzy mówią w nim o „wielkiej nienazwanej epidemii: braku współczucia dla siebie”, konkludując: „Nie ma chyba lepszego sposobu uzdrowienia, niż nauczyć się otwartym sercem kochać siebie i innych.” Gdyby ktoś pomyślał, że to słodkie marzenia i bajki dla grzecznych dzieci, to spieszę z wyjaśnieniem, że ten rozdział może być dla wielu osób najtrudniejszy podczas lektury całej książki. Warto też wspomnieć, że postawa „self-compassion” jest obecna także w samych medytacjach. Czytamy co i raz: „Pogratuluj sobie, ze to robisz. Wiedz, że jest to akt miłości.”
Trzecia zaleta to sposób opisania „uważności interpersonalnej”, czyli uważności w relacjach (rozdział 9).
Możemy stanąć wobec wyzwania uważnej komunikacji w relacjach dopiero teraz, po wielu tygodniach ćwiczeń bycia ze sobą i zaprzyjaźniania się ze sobą.
Otwartość. Empatia. Współczucie. Miłująca dobroć. Współodczuwająca radość. Spokój. Te postawy wymieniają autorzy jako niezmiernie istotne w kultywowaniu interpersonalnej uważności. Podkreślają jednak, że aby otworzyć się na drugą osobę najpierw musimy czuć się bezpiecznie… sami ze sobą. Innymi słowy możemy stanąć wobec wyzwania uważnej komunikacji w relacjach dopiero teraz, po wielu tygodniach ćwiczeń bycia ze sobą i zaprzyjaźniania się ze sobą. Otóż to.
Czwarty punkt dla Stahla i Goldsteina przyznaję za wiersze. Kilka poetyckich refleksji zawartych w książce pozwalało mi na oddech od tej naukowej niemal powagi i precyzji, i uruchomienie intuicji oraz emocji.
Czego mi zabrakło?
Wielka szkoda, że książka – w odróżnieniu od oryginału – została wydana bez nagrań. Nagrania medytacji to bezcenna pomoc dla osób, które chcą samodzielnie wejść w świat mindfulness, a przecież temu właśnie służy ta pozycja. To zresztą jeden z powodów, dla których osobom zaczynającym przygodę z uważnością polecałabym jednak bardziej książkę Marka Williamsa i Danny’ego Penmana. Inne powody to nieco lżejszy ton Brytyjczyków, który mi bardzo odpowiada i ćwiczenia jogi bardziej dostosowane dla każdego (choć tam z kolei brak ilustracji do ćwiczeń). Tych porównań trudno uniknąć, skoro obie pozycje zostały wydane w Polsce w odstępie kilku miesięcy i mają tak podobną strukturę. Chyba dla nikogo nie ulega jednak wątpliwości, że moje preferencje są czysto subiektywne.
„Zaproszenie po pełnego uczestnictwa”
Na koniec oddam zatem głos Jonowi Kabatowi-Zinnowi, który – jak wspomniałam – napisał wstęp do książki „Uważność. Trening redukcji stresu metodą mindfulness.” Pisze on: „Bob Stahl i Elisha Goldstein spisali się doskonale w każdym kontekście: poznawczym, emocjonalnym, relacyjnym i somatycznym. […] Możemy uzyskać niezwykłe korzyści dzięki ich gościnności, dzięki zaproszeniu do pełnego uczestnictwa (w stopniu, z jakim możemy sobie poradzić), dzięki ich ciepłu – jako nauczycieli i jako ludzi. Owym ciepłem emanuje każda strona, przypominając nam za pomocą uczucia, jakie wywołuje, o nadrzędnej potrzebie szanowania siebie i traktowania własnego doświadczenia z delikatnością i współczuciem, nie w celu rozdmuchania czy nadmiernego wzmocnienia własnego ego, ale raczej po to, by właściwie i rzeczowo dostrzec siebie jako wartościową całość tylko dlatego, że jest się człowiekiem, bez względu na to, jak bardzo jest się przekonanym o własnych wadach i niedostatkach.”