Magda napisała na swoim blogu „Lekka przesada”, że stres ją zjada. „Gdy wpadnę w tę spiralę, stresuje mnie absolutnie wszystko. Spóźniający się autobus, dźwięk budzika, spotkanie z koleżanką, zajęcia na uczelni, zbliżające się kolokwium, wiadomość na którą nie odpisałam. Potrafię dumać o tym, czego nie było, po prostu myślę o tym i wynajduję sobie kolejne „ale”, aż w końcu zaczynam panikować.” Pod artykułem wywiązała się dyskusja, w której wiele osób dzieliło się podobnymi doświadczeniami, a jedna z komentatorek spytała nawet: „Czyli że jednak jesteśmy skazani na to, by stresować się całe życie?
Skazani na stres
No, cóż, szczerze mówiąc: tak. Ale to trochę tak, jakbyśmy powiedzieli, że jesteśmy „skazani na dreszcze”, kiedy jest nam zimno czy „skazani na burczenie w brzuchu”, kiedy chce nam się jeść. Są to naturalne i – podkreślmy – potrzebne reakcje, które dają nam sygnał, że coś jest nie w porządku. Ze stresem sytuacja jest o tyle bardziej skomplikowana, że choć wszyscy o nim mówimy, dość trudno nam niekiedy określić… o czym właściwie mówimy. Bo zasadniczo powinniśmy mówić właśnie o reakcji stresowej, czyli o tym, co dzieje się w naszym organizmie w odpowiedzi na bodziec (stresor). Nota bene wskazane wcześniej zimno i głód należą również do stresorów, które mobilizują organizm do działania, żeby… mógł przeżyć.
Nasz przyjaciel stres
Czym więc jest stres? Jest fizjologiczną reakcją na zagrożenie. Najłatwiej go docenić, kiedy wyobrazimy sobie, że ktoś nas atakuje: możemy walczyć lub uciekać i w obu przypadkach potrzebujemy kumulacji energii w mięśniach (wzrasta częstość akcji serca i oddychania, a także ciśnienie krwi, żeby można było jak najszybciej dostarczyć tę energię do kluczowych obszarów) oraz odporności na ból. Przyda nam się również lepsza pamięć (czy tu gdzieś jest kryjówka albo posterunek policji?) oraz wyostrzone postrzeganie (np. rozszerzone źrenice). Organizm wyłącza natomiast energochłonne procesy, które nie decydują w tej chwili o naszym przeżyciu (trawienie, popęd seksualny, wzrost i naprawę uszkodzonych tkanek). Zmniejsza się również odporność, bo są ważniejsze sprawy, niż walka z grypą: grypa może cię co prawda wykończyć w dłuższej perspektywie, ale twój napastnik może zrobić to zaraz. Reakcja stresowa zatem ratuje nam życie. I – w sytuacji modelowej – mija, kiedy mija zagrożenie. Przywspółczulny układ nerwowy wycisza reakcje współczulnego i wracamy do równowagi… Jeśli Cię to interesuje, możesz poczytać więcej choćby w rewelacyjnej książce Roberta Sapolsky’ego „Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu.”
Ciemna strona stresu
Co nas jednak stresuje na co dzień? Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to goniący nas tygrys ani nawet napastnik z poprzedniego akapitu. Na szczęście. To wrzeszczący szef, płaczące dziecko, rachunki i raty kredytu, deadline’y i tym podobne atrakcje. Nasz organizm odczuwa je jako zagrożenie i uruchamia reakcję stresową – dokładnie taką samą, jak w przypadku spotkania z nożownikiem. Takich sytuacji jest niestety w naszym życiu całe mnóstwo, co doprowadza do przestymulowania współczulnego układu nerwowego. Jak pisze Sapolsky: „Jeśli twoje ciśnienie krwi podniesie się do 180/100 w trakcie ucieczki przed goniącym cię lwem, jest to reakcja przystosowawcza, ale jeśli osiągasz 180/100 za każdym razem, kiedy spojrzysz na bałagan w pokoju twojej nastoletniej pociechy, to zmierzasz w kierunku sercowo-naczyniowej katastrofy.” Dodajmy do kompletu, że nasz wspaniały mózg ma tendencję do wspominania lub wyobrażania sobie zagrożeń, a organizm… nie odróżnia zagrożeń realnych od wyobrażonych. Oznacza to w praktyce, że jeśli spodziewam się ochrzanu od szefa i wyobrażam go sobie – następuje reakcja stresowa, kiedy szef na mnie wrzeszczy – też następuje reakcja stresowa, a kiedy nie mogę przestać o tym myśleć i wspominam to ze złością lub poczuciem winy – po raz kolejny następuje reakcja stresowa!
Uważność jako pomoc w stresie
Tu właśnie przychodzi nam z pomocą uważność – przede wszystkim uważność myśli i emocji. Kiedy wpadasz w wir stresujących myśli, zauważ to! Nakręcam się. Zamartwiam się. Po raz kolejny międlę w głowie tę samą sytuację. Kolejny krok, to uświadomienie sobie, że to są tylko myśli. Zdarzenia w umyśle. Nie żadne fakty. Mówiąc brutalnie: tego nie ma, Twój szef nie wrzeszczy na Ciebie w tej chwili. Właśnie podwyższasz sobie ciśnienie czymś, co realnie nie istnieje! Często już to wystarcza. Jeśli nie wystarczy, przenieś uwagę na coś… co istnieje realnie. To może być Twój oddech. To może być smak wody, którą pijesz i chłód szklanki. To może być widok drzewa za oknem. Tylko skoncentruj się na tym całkowicie choć przez chwilę.
Uwaga: za pierwszym razem może się nie udać. Ale ćwicz! Pomogą Ci także medytacje uważności, które polegają na obserwacji myśli i emocji – naprawdę można się tego nauczyć.
No, dobrze – powiesz – ale bałagan w pokoju mojej córki istnieje naprawdę! OK, bałagan tak. Ale dlaczego on Cię stresuje? Zauważ, że bałagan jest tylko bałaganem, a realnym stresorem są Twoje myśli/przekonania, jakie mu towarzyszą. Serio. Może po prostu kulturowe przesłanie, że bałagan jest zły. Może wniosek, że skoro córka Cię nie słucha, to Cię nie szanuje. Może jakaś obawa, że jesteś niewystarczająco dobrą matką, skoro nie potrafisz nauczyć jej porządku. Może… tu może być nieskończenie wiele scenariuszy, ale zauważ, że one wszystkie są tylko wyobrażeniami – i to te wyobrażenia (wcale niekoniecznie mające coś wspólnego z prawdą) są źródłem Twojego stresu.
A ten szef? Realnie wrzeszczący szef?… Realnie wrzeszczący szef jest (dosyć) realnym stresorem. 🙂 Zwłaszcza jeśli ma realny powód do awantury. Nie obiecywałam, że odtąd będziemy wszyscy żyli całkiem bezstresowo. W takiej sytuacji mogę Ci tylko poradzić, żebyś nie dokładał/-a sobie jeszcze stresu we własnej głowie myśląc: „No tak, jestem beznadziejny/-a…”, „Rany, zwolni mnie jak nic!” czy „On na pewno sądzi, że nie nadaję się na to stanowisko!”. Jeśli jednak uda Ci się zauważyć takie myśli, przypomnij sobie: to TYLKO myśli. A po wyjściu z gabinetu szefa, spróbuj się rozluźnić. To teraz jest moment na kontakt z oddechem czy uważne wypicie szklanki wody. Jeśli masz okazję, rozciągnij napięte mięśnie, rozluźnij szczęki… Czyli świadomie przywróć sobie równowagę. Znów: nie zawsze się da, ale próbuj. Tu chodzi o Twoje zdrowie. A także o to… że pewnie masz jeszcze kupę zadań przed sobą, a reakcja stresowa (wbrew pozorom) nie sprzyja kreatywności i rozwiązywaniu problemów.
Stres a autopilot
W stresie działasz na autopilocie. To naturalne. Jest bardzo konkretny cel do osiągnięcia. Nie ma czasu na analizę i wybór najlepszych opcji, kiedy Twoje życie jest zagrożone. Nie zobaczysz całego spektrum możliwości. Nie potrafisz zmienić perspektywy postrzegania. Możesz nie być w stanie przejmować się innymi, ich potrzebami i uczuciami. Możesz zignorować również własne potrzeby: nie zauważysz głodu, pragnienia, zmęczenia czy sygnałów bólowych. Zastanów się, dokąd to prowadzi… I zatrzymaj się. To na swój sposób przerażające, że współczesnego człowieka trzeba namawiać do odpoczynku i uczyć go relaksu. No ale tak jest. Wielu z nas traci kontakt ze sobą biegając w kołowrotku produktywności. Masz się zatrzymać, żeby sprawdzić, gdzie jesteś i czy gonisz właściwego króliczka. Masz się zrelaksować, żeby nabrać trochę dystansu. Inaczej może się okazać, że jesteś jak ten drwal. który rąbał drzewo tępą siekierą, bo nie miał czasu jej naostrzyć.
I jeszcze słowo o zamartwianiu się
Zamartwianie się jest czasem (mniej lub bardziej świadomą) taktyką do radzenia sobie z rzeczywistością. Wydaje nam się, że wymyślając czarne scenariusze, jesteśmy w stanie przygotować się na wszystko i lepiej zareagować w trudnej sytuacji. To daje złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Złudzenie, bo oczywiście pogrążamy się w niepokoju i lęku, które nie sprzyjają ani naszemu poczuciu bezpieczeństwa, ani realistycznej ocenie sytuacji, o radości życia nie wspominając. Tymczasem wszystkich możliwych scenariuszy życiowych i tak nie da się wymyślić. Jeśli dotyczy Cię ten problem, uświadom sobie, że jest to nawyk – który nie służy ani Tobie, ani Twoim bliskim – i jak każdy nawyk, może być zmieniony. Zacznij od zauważania, że znów się pakujesz w ten schemat i powiedz swojemu tresowanemu tak długo mózgowi, który usłużnie Ci podsuwa czarne scenariusze: „Dzięki, ale nie skorzystam tym razem.” Jak to z nawykiem bywa – będziesz musiał/-a powtórzyć to wiele razy. Ale w końcu przyniesie efekty: większy spokój i wolność.